- Strona główna
- Aktualności
- Stocznia CRIST kończy 30 lat!
Dzięki innowacyjnym, prototypowym projektom, stała się marką znaną w branży morskiej na całym świecie. O recepcie na sukces w trudnych czasach pandemii, niewykorzystanym krajowym potencjale przy budowie promów a także o zupełnie nowych, ogromnych możliwościach dla przemysłu stoczniowego, jakie może dać budowa farm wiatrowych na Bałtyku rozmawiamy z Ireneuszem Ćwirko i Krzysztofem Kulczyckim, założycielami największej stoczni produkcyjnej w Polsce.
Stocznia CRIST powstała w latach 90. Nie byli panowie nowicjuszami w tej branży. Skąd wziął się pomysł na wspólną działalność?
Krzysztof Kulczycki: Pracowaliśmy razem w Stoczni Północnej. W połowie lat 70. obaj byliśmy tam szefami działów. Nieco później trafiliśmy zagranicę. Pracowałem jako menadżer na kontraktach stoczniowych w Libii, Du-baju i Kuwejcie. Do Polski wróciłem we wrześniu, 1990 r., po wybuchu wojny w Kuwejcie.
Ireneusz Ćwirko: Pod koniec lat 70. wypłynąłem jako inżynier gwarancyjny na roczny rejs tuńczykowcem pod banderą Związku Radzieckiego. Po powrocie okazało się, że przywiozłem najmniej usterek a zarządzający stocznią uznali, że wykorzystają mnie do nowych zadań. Przydzielono mnie do działu malarskiego, na którym kompletnie się nie znałem. Byłem jednak młody, sprawny i ambitny dzięki czemu w zaledwie 3 lata doprowadziłem ten wydział do porządku. Przez kolejne osiem lat pełniłem funkcję kierownika K-2 – największego wydziału w Stoczni Północnej. Później wystartowałem do konkursu na dyrektora technicznego jednak w związku z tym, że nie należałem do żadnej organizacji partyjnej – nie dano mi szansy na objęcie tego stanowiska. To wydarzenie sprawiło, że odszedłem ze stoczni. Niedługo później spotkaliśmy się z Krzysztofem i dwoma kolegami i zdecydowaliśmy, że idziemy na swoje.
Jak wyglądały początki?
Krzysztof Kulczycki: Nie było łatwo. Zaczynaliśmy bardzo małą grupą jako podwykonawcy przy wykonaniu instalacji wentylacyjnej w hali pod Poznaniem. Podejmowaliśmy się wszystkich prac, robiliśmy rurociągi, zbiorniki a nawet urządzenia do palarni kawy.
Ireneusz Ćwirko: Praca trwała niemalże dobę, pierwszą wypłatę musieliśmy zorganizować z własnych środków. Pamiętam, że przyszliśmy do zakładu z teczką pełną gotówki. Pracowników przybywało, bo byliśmy solidni a pieniądze zawsze wypłacaliśmy na czas. Mieliśmy coraz więcej zleceń i nasuwał się wniosek, że nasza terminowość i jakość, którą oferowaliśmy sprawiły, że klienci chcieli wracać.
Który moment był przełomowy w rozwoju waszej firmy?
Irenusz Ćwirko: Zdecydowanie był to moment podjęcia się budowy jednostki Thor przeznaczonej do instalacji morskich farm wiatrowych. Ten udany projekt pozwolił nam wejść do światowej ligi i z całą odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że dzisiaj jesteśmy liderem budowy jednostek typu jack-up w Europie.
Krzysztof Kulczycki: Thor to pływająca, samopodnośna, budowlano-remontowa platforma, którą przekazaliśmy niemieckiemu koncernowi Hochtief w 2009 roku. Budowa trwała 9 miesięcy. Ten projekt otworzył nam drzwi do kolejnych zleceń na jednostki, o których wcześniej nawet nam się nie śniło.
Ireneusz Ćwirko: Kolejnym projektem była budowa najnowocześniejszej na świecie jednostki typu Heavy Lift Jack-Up Vessel dla niemiecko - belgijskiego armatora HGO, który swoje usługi przy instalacji morskich siłowni wiatrowych na Morzu Północnym świadczył między innymi dla francuskiego koncernu Areva. Jednostka „Innovation” o długości 147,5 m, nośności 8 000 t została wyposażona w dźwig umożliwiający podnoszenie konstrukcji do 1500 t, siłownie o mocy 29.000 kW oraz cztery 95 metrowe nogi sterowane elektrycznym systemem podnoszenia i opuszczania wraz z systemem pozycjonowania jednostki DP2, co umożliwia prace hydrotechniczne przy zachowaniu pełnej autonomiczności.
Krzysztof Kulczycki: Budowa tak innowacyjnej jednostki była dużym ryzykiem oraz prawdziwym wyzwaniem. Kiedy negocjowaliśmy kontrakt na budowę „Innovation”, nie mieliśmy jeszcze terenów produkcyjnych tutaj w Gdyni. Nie było doku, suwnicy oraz innej niezbędnej infrastruktury technicznej. Jednak po podpisaniu umowy udało nam się zakupić kluczowy majątek po Stoczni Gdynia. Budowa jednostek do instalacji i obsługi morskich farm wiatrowych wprowadziła was na salony stoczni europejskich.
Już za pięć lat Pomorze ma zasilać energia wyprodukowana przez pierwsze polskie farmy wiatrowe na Morzu Bałtyckim. Czy CRIST ma potencjał, aby uczestniczyć w tych projektach?
Ireneusz Ćwirko: Energia odnawialna to przyszłość a my mamy już niemałe doświadczenie w tym zakresie. Jesteśmy jedyną stocznią w Europie, która zbudowała aż trzy jack-upy do stawiania wież wiatrowych na morzu. Wiemy jak to zrobić dobrze. Cała polska branża stoczniowa potrzebuje nowego impulsu i wydaje się, że jest on na wyciągnięcie ręki. Budowa morskich farm wiatrowych na polskich wodach Bałtyku stałaby się tym nowym rynkiem, tak potrzebnym w czasach kryzysu.
Krzysztof Kulczycki: Morskie farmy wiatrowe to wielomiliardowy biznes, z którego znacząca część mogłaby zostać w polskich firmach. Jednostki do budowy, później obsługi farm oraz same konstrukcje fundamentów turbin to tysiące ton stali i praca na wiele lat. Dzisiejsze jednostki instalacyjne, w związku z coraz większymi turbinami, to konstrukcje o wadze nawet 15 000 ton. W realizację takich projektów może być zaangażowanych wiele stoczni. A mamy naprawdę olbrzymie, unikalne doświadczenie w budowie jednostek tego typu.
Ireneusz Ćwirko: Jeśli chcemy zadbać o rodzimą gospodarkę, musimy wykorzystać rodzimy potencjał. Gdyby na szczeblu rządowym zapadły niezbędne decyzje, bylibyśmy gotowi w ciągu trzech lat dostarczyć taką jednostkę na rynek polski.
Jak radzicie sobie w czasie pandemii?
Ireneusz Ćwirko: Pandemia koronawirusa znacząco wpłynęła na globalną gospodarkę. Jeśli chodzi o branżę stoczniową – odbiła się najbardziej na budowie wycieczkowców. Wszyscy mamy nadzieję, że to sytuacja przejściowa i wkrótce wszystko wróci do normy. My sobie damy radę z pandemią, kiedy przesunęła nam się budowa jednego statku wycieczkowego – w jej miejsce podpisaliśmy inne kontrakty.
Krzysztof Kulczycki: Niedawno zakontraktowaliśmy budowę promu elektrycznego dla Finferries, dalej budujemy także wyposażone kadłuby dla Ulsteina. We wrześniu, do Francji wyruszył w pełni wyposażony, 172-metrowy blok pływający będący elementem naszej stałej współpracy stoczni z francuskim armatorem stoczniowym Chantiers de l’Atlantique przy budowie w pełni wyposażonych bloków do największych statków pasażerskich świata. Budujemy też nieduże, luksusowe statki polarne dla armatora organizującego rejsy wycieczkowe w rejony arktyczne.
Ireneusz Ćwirko: Znacząca część produkcji polskich stoczni jest oparta na budowie konstrukcji do statków wycieczkowych. Te projekty w ostatnich latach kwitły i z tego sektora mamy kontrakty do 2023 roku. Wobec dzisiejszej sytuacji nie ulga wątpliwości, że rynek wycieczkowców zwolni. Jesteśmy w kontakcie z klientami, zapewniają, że wszystkie zakontraktowane budowy są ważne, jednak trudno tak naprawdę przewidzieć jak zachowają się armatorzy w niedalekiej przyszłości jednak musimy liczyć się z tym, że kryzys odbije się na zamówieniach w stoczniach dlatego też liczymy, że wkrótce zapadną kluczowe decyzje na szczeblu rządowym jeśli chodzi o morskie farmy wiatrowe. Jesteśmy pewni, że nasze doświadczenie pozwoli nam odegrać znaczącą rolę w tym sektorze.
Impulsem rozwoju dla krajowej branży stoczniowej w trudnym czasie kryzysu mogłaby też być budowa słynnych już promów dla polskich przewoźników. Czy podjęlibyście się tego zadania?
Ireneusz Ćwirko: Od początku było wiadomo, że tej wielkości prom w Szczecinie się nie zbuduje. Podczas wodowania z pewnością uderzyłby w nabrzeże. Przez 3 lata stocznia Gryfia nie zbudowała sama żadnego promu. By mogła to zrobić, najpierw musiałaby zainwestować nawet do 50 mln euro w odpowiedni sprzęt. Jest to stocznia remontowa, a jak wiadomo, remont mocno różni się od budowy od podstaw. Brakuje także odpowiednich ludzi do pracy. W obecnym stanie stoczni, wybudowanie tak skomplikowanej konstrukcji jak prom ro-pax jest po prostu niemożliwe. Te jednostki mogą jednak powstać w Trójmieście. Złożyliśmy nawet ofertę ministrowi Gróbarczykowi.
Krzysztof Kulczycki: Przedstawiliśmy rekomendację na temat możliwości budowy ro-paxów, określiliśmy warunki brzegowe. Wskazaliśmy także czas potrzebny na wykonanie dokumentacji roboczej oraz na budowę. Na tym tak naprawdę rozmowy stanęły. Zakładaliśmy cykl promów, co pół roku miała być rozpoczynana budowa kolejnego statku. Pierwszy miałby zostać oddany w 2023 roku, a następny 6. miesięcy później. To ostatni dzwonek żeby zdążyć, ale jeszcze dzisiaj jest to możliwe do zrobienia.
Czego życzyć stoczni CRIST na następne 30 lat?
Ireneusz Ćwirko: Żeby ktoś nas godnie zastąpił! Mamy młodą, zdolną kadrę menadżerów i dyrektorów. Dziś również dzięki nim wszystko funkcjonuje w firmie tak jak trze-ba. Mamy wiedzę, ludzi i możliwości – czekamy na kluczowe decyzje. Jeśli zapadną – przez najbliższe dziesięciolecia, cała branża stoczniowa w Polsce będzie miała ręce pełne roboty.
Źródło: Gospodarka Morska