Kobiety stawiają na CRIST

04

Luty
2020

Wróć do listy artykułów

Nie dla nich praca w garsonkach, bo tam gdzie pracują taki strój by się nie sprawdził. Nie dla nich korporacyjny klimat, wolą surowość hali, dźwigi i walkę ze stereotypami. Kobiety w stoczni, nie w biurze, a na produkcji i do tego na stanowiskach inżynierskich to już stoczniowa codzienność. A dla pani Agnieszki, Emilii i Edyty? Najlepsze na świecie miejsce pracy.

Kobiety stanowią coraz silniejszą reprezentację w wielu branżach produkcyjnych, nawet w tych, które to tej pory kojarzyły się z męską dominacją. Z danych Eurostatu wynika, że w branży IT już co drugi pracownik to kobieta. W motoryzacji i produkcji chemicznej ten odsetek wynosi odpowiednio 35 proc. i 36 proc. Inaczej jest tylko w branży metalowej, gdzie zaledwie 16 proc. pracowników to kobiety. A jak w taki razie jest w branży okrętowej? Coraz lepiej.

Agnieszka Jakubów zajmuję się logistyką produkcji w stoczni Crist.

- Do moich obowiązków należy przede wszystkim zaplanowanie i koordynacja transportu konstrukcji na wydział montażu bloków po zakończeniu jej prefabrykacji. W zależności od rodzaju projektu zajmuję się planowaniem kierunku dla danej konstrukcji, czy ma trafić na wydział malarski, do wyposażenia czy bezpośrednio do montażu. Odpowiadam również za logistyczne rozplanowanie placu, czyli gdzie, w jakim miejscu i momencie mamy budować kolejne projekty - przedstawia swoje zadania pani Agnieszka.

Trafiła do stoczni na staż jako studentka Politechniki Gdańskiej i już została.

- W klasie maturalnej stwierdziłam, że niestety, ale nie jestem humanistką i postanowiłam spróbować swoich sił na Politechnice Gdańskiej. Dostałam się na Wydział Oceanotechniki i Okrętownictwa w tzw. pierwszej rekrutacji. Byłam zaskoczona, bo myślałam, że po klasie humanistycznej jest to mało prawdopodobne. Bałam się, że sobie nie poradzę z przedmiotami ścisłymi, ale już po pierwszym roku wiedziałam, że dokonałam dobrego wyboru. Na początku nie bardzo wierzyłam, że uda mi się pracować przy produkcji statków, więc wybrałam specjalizację marketing i zarządzanie w gospodarce morskiej, czyli taki bardziej kobiecy kierunek. Jednak mimo wszystko cały czas ciągnęło mnie do tematyki produkcyjnej, dlatego tez pracę inżynierską pisałam na temat kontroli jakości połączeń spawanych na przykładzie danej konstrukcji, a na studia magisterskie zdecydowałam się już na kierunek w języku angielskim: Ship technology and Offshore Engineering.

Na początku pani Agnieszka została asystentką mistrza produkcji, następnie młodszym mistrzem produkcji, potem znów technologiem na wydziale montażu bloków, a dziś jest logistykiem produkcji. To wszystko zaledwie w trzy lata.

Emilia Kulczycka z kolei pracuje w dziale realizacji projektów stoczni Crist.

- Nasz dział odpowiedzialny jest za bezpośrednią realizację kontraktu, czyli wykonanie konstrukcji zamówionej przez armatora, od samego początku procesów produkcyjnych po finalne przekazanie statku klientowi. Obecnie pracuję w zespole odpowiadającym za projekty dla jednego z naszych głównych klientów. Zajmuję się m. in. organizacją materiałów do budowy kadłuba i wyposażenia, zamówieniami urządzeń i armatury okrętowej, uruchamianiem dokumentacji do wykonywania elementów konstrukcyjnych oraz wyjaśnianiem bieżących błędów konstrukcyjnych bądź wykonawczych. Uczestniczymy również w optymalizacji procesów produkcyjnych związanych z realizacją projektu.

Pani Emilia też skończyła Wydział Oceanotechniki i Okrętownictwa PG. Wybrała jednak specjalizację Technologia Obiektów Pływających, a studia magisterskie skończyła na specjalności Projektowanie i modelowanie systemów energetycznych. Dlaczego Politechnika, dlaczego stocznia?

- Nie jestem z Trójmiasta, ale chciałam tu zamieszkać. Chciałam studiować kierunek techniczny, zależało mi na przedmiotach ścisłych. Miałam pewność, że z tym sobie najlepiej poradzę. A dlaczego okręty? Bo wiedziałam, że to będzie duże wyzwanie. Bardzo zainteresowały mnie przedmioty takie jak materiałoznawstwo, wytrzymałość materiałów czy mechanika płynów oraz wiele godzin praktyk. Od obróbki skrawaniem po cięcie stali palnikiem i spawanie, wszystkie te zajęcia kończyły się egzaminem praktycznym. - opowiada Emilia Kulczycka.

Edyta Kułaga-Dorsz jest inżynierem spawalnikiem i również pracuje w stoczni Crist.

- Zaraz po studiach magisterskich na kierunku Mechanika i Budowa Maszyn na Politechnice Gdańskiej dostałam się na staż do stoczni jako inżynier spawalnik. Mimo, iż jestem po specjalizacji spawalnictwo na katedrze Technologii Materiałów Maszynowych i Spawalnictwo dodatkowo ukończyłam studia podyplomowe Międzynarodowego Inżyniera Spawalnika IWE, które uprawniają mnie do nadzorowania wszelakiego rodzaju prac związanych z procesami spawania, zgrzewania i lutowania. W swoim dziale pracuję już prawie 9 lat. Odpowiadam za weryfikację i zarządzanie uprawnieniami spawaczy jak i monterów, opracowywanie nowych technologii spawania oraz wykazów instrukcji technologicznych spawania na realizowane projekty.

Jednak samo spawanie też nie jest pani Edycie obce. Na początku musiała przejść kurs cięcia i sczepiania. Musiała to umieć, skoro na co dzień nadzoruje pracę spawaczy.

- Spodobało mi się spawalnictwo, bo wiedziałam, że znajdę pracę w tym kierunku. Mamy mosty, mamy statki, mamy inne konstrukcje stalowe, które są i będą spawane. A spawalnicy określają jak należy spawać, aby spoiny spełniały wymagania wytrzymałościowe i jakościowe – mówi Edyta Kułaga-Dorsz.

Kobiety na Politechniki

We wszystkich tych trzech historiach jest wspólny mianownik. A mianowicie Politechnika Gdańska. Jeszcze 8 lat temu kobiety na studiach technicznych w Polsce stanowiły zaledwie 30,7 proc. studentów. Dziś, jak podaje Fundacja Edukacyjna Perspektywy wskaźnik ten wzrósł do prawie 37 proc. Na wielu wydziałach uczelni stricte technicznych udział kobiet nie przekracza jednak kilku procent. Tak jest na wydziałach elektronicznych, elektrotechnicznych, mechanicznych i automatyce. Dzięki akcji "Kobiety na Politechniki", którą od kliku lat prowadzi PG, za kilka lat miejmy nadzieję, że te statystyki będą wyglądały jeszcze korzystniej dla pań.

Kobiety w stoczni są i były zawsze, ale głównie w księgowości, kadrach i oczywiście w halach jako suwnicowe. Dziś jednak jak widać sięgają po stanowiska inżynierskie. Do tej pory kojarzone jako typowo męskie.

- Na początku sadziłam, że trudno będzie mi się odnaleźć w męskim gronie. Wielokrotnie spotykałam się z różnymi komentarzami, zarówno z tymi miłymi, jak i tymi niesympatycznymi. Byłam na to przygotowana. Wiedziałam po co i dlaczego jestem w stoczni, więc byłam odporna na wszelkie złośliwości - opowiada Agnieszka Jakubów.

- Pracę w stoczni rozpoczęłam ponad 7 lat temu. W zespole byli sami mężczyźni. Trafiłam na świetną ekipę, która wdrażała mnie w procesy stoczniowe. Oczywiście można spotkać się z różnymi komentarzami, jest to specyficzny przemysł, nie należy brać wszystkiego do siebie. Przede wszystkim trzeba umieć współpracować z wieloma osobami i bronić własnego zdania. Przez cały okres pracy miałam możliwość uczestnictwa w czołowych projektach. Współpracowaliśmy z klientami z Niemiec, Francji, Finlandii, Islandii i Norwegii, tam również w zespołach pracują kobiety, na różnych stanowiskach. Brałam też udział w próbach morskich, gdzie mogłam zobaczyć wiele systemów okrętowych w działaniu. Było to świetne doświadczenie. W stoczni po raz pierwszy zauważyłam, że nawet proste z pozoru zadanie potrafi urosnąć do rangi prawie niemożliwego do wykonania - mówi Emilia Kulczycka.

- Często kobieta w męskim gronie łagodzi obyczaje. W towarzystwie kobiet panowie są bardziej powściągliwi - zauważa pani Edyta.

W stoczni nie wolno się bać

Ciekawa praca, wyzwania.... Okazuje się, że plusów pracy w stoczni jest jeszcze więcej.

- Dużym plusem jest to, że jako kobieta nie muszę codziennie zastanawiać się, w co się ubrać do pracy. Zakładam stoczniowy uniform, kask, ciężkie buty i już - śmieje się pani Agnieszka.

Za to jak wypada jakaś uroczystość w firmie, np. spotkanie świąteczne, to mogą zaszaleć i zaskoczyć kolegów.

A rodzina, partnerzy? Są dumni z ich wyboru. Rodzice pani Edyty oboje też pracowali w stoczni, a mąż również skończył PG, tam się zresztą poznali. Wybrał jednak inną specjalizację. Pani Emilia z kolei poznała męża w stoczni. Pracowali w jednym zespole . Współpraca ta zakończyła się... ślubem i wyjątkową sesją zdjęciową, oczywiście w stoczni.

- Spacer w szpilkach po dużej suwnicy był niezapomnianym przeżyciem - śmieje się Emilia Kulczycka.

Nie należy jednak zapominać, że praca ta jest trudna i czasem bywa niebezpieczna.

- Praca w stoczni bywa niebezpieczna, jest wypadkowa. Kobiety, które wybierają tę pracę nie mogą się bać wysokości, bo czasem trzeba wspinać się po rusztowaniach, nie mogą też czuć lęku przed wejściem do ciasnych pomieszczeń, bo zakamarków na statkach jest wiele. W trudnych warunkach trzeba pracować i zimą, i w letnie upały. Trzeba się też liczyć z tym, że nieraz się człowiek ubrudzi - opowiada pani Emilia.

- Spawanie to bardzo ciężka praca, ale u nas w zespole spawaczy TIG też jest jedna kobieta i świetnie sobie radzi. Nie musi na szczęście dźwigać za sobą wielkiego podajnika, ale za to wymagana jest duża precyzja i umiejętności - mówi Edyta Kułaga-Dorsz

- Najważniejsze, że ta branża jest przyszłościowa, jest praca. Powiedziała bym nawet, że bardzo dużo pracy - dodaje pani Agnieszka.

Źródło: Trojmiasto.pl
Autor: Wioletta Kakowska-Mehring
Zdjęcia: Piotr Hukało